Proces w tej sprawie toczył się od stycznia 2016 r. przed Sądem Rejonowym w Kozienicach. Wyrok nie jest prawomocny.

Prokuratorskie zarzuty dotyczyły Adama Ż. - kierownika odpowiedzialnego za przygotowanie i prowadzenie budowy oraz Roberta R. - zatrudnionego na stanowisku zastępcy kierownika sprzętu technicznego dozorowanego.

Adamowi Ż. prokuratura zarzucała niedopełnienie obowiązków przy zabezpieczeniu prac na wysokości. Mężczyzna został też oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci czterech pracowników oraz narażenie pozostałych osób, które pracowały na platformie na nocnej zmianie.

Zdaniem śledczych, Adam Ż. dopuścił do użycia zużyte zaciski linowe i doprowadził do zamocowania na koronie komina zacisków, które nie były prawidłowo zakleszczone. Ponadto - według prokuratury - kierownik nie przeprowadził prób obciążeniowych platformy w sposób prawidłowy, nie zapewnił kontroli stanu zacisków po prowizorycznym podwieszeniu platformy, a także nie zastosował odpowiednich rozwiązań zapobiegających upadkom pracowników, pracujących na wysokości.

W ocenie sądu, prokurator nie dowiódł jednak w dostateczny sposób, że to właśnie na Adamie Ż., a nie na innej osobie, ciążyły obowiązki, o których zaniechanie został on oskarżony.

"Przepisy oczywiście wskazują szeroki zakres odpowiedzialności kierownika budowy, jednak w zarzucie wymieniono konkretne działania, które - w ocenie sądu - nie obciążały Adama Ż." - stwierdził sędzia Michał Mańkowski. Zaznaczył, że również dwie ekspertyzy: jedna wykonana na etapie postępowania prokuratorskiego, druga sądowego - "nie przesądzały o tym, że odpowiedzialność ponosi Adam Ż."

Sąd uniewinnił także Roberta R., zatrudnionego na stanowisku zastępcy kierownika sprzętu technicznego dozorowanego. Był on oskarżony o dopuszczenie do użytku na terenie placu budowy w elektrowni "Kozienice" dwóch wciągarek bez otrzymania decyzji Urzędu Dozoru Technicznego (UDT), dopuszczających do ich użytkowania w nowym miejscu zamontowania.

Uzasadniając wyrok, sędzia podkreślił, że Robertowi R. przypisano, iż "dopuścił" do użytku urządzenia bez decyzji UDT. W ocenie sądu, prokuratura powinna jednak "udowodnić okoliczność, kto dopuszcza". "To zaniechanie, że dopuścił niezgodnie z prawem należało udowodnić w całości. I tu dowody nie wskazują na to, że Robert R. miał w swoich obowiązkach +dopuszczanie+, a w zarzucie jest, że +dopuścił+ - tłumaczył sędzia. Jego zdaniem obrońca Roberta R. trafnie wskazywał , iż "w umowie o pracę nie było okoliczności, że Robert R. miał obowiązek +dopuszczać+; on zajmował się stroną formalną, uzyskiwaniem dokumentów".

W czwartek w sądzie nie było oskarżonych, ani ich pełnomocników. Obecny podczas ogłaszania wyroku był jedynie prokurator Grzegorz Talarek. Jak powiedział PAP, nie zgadza się z wyrokiem sądu i zapowiedział, że złoży apelację.

Do tragicznego wypadku doszło w grudniu 2013 r. podczas prac przy rozbiórce komina elektrowni w Kozienicach. Zginęły wówczas cztery osoby - pracownicy firm zewnętrznych, którzy wykonywali roboty w środku nieczynnego komina. Wraz z platformą roboczą runęli z wysokości około 200 metrów. Ciała trzech ofiar znaleziono od razu. Zwłoki czwartej osoby zlokalizowano na terenie rumowiska wewnątrz komina i wyciągnięto dwa dni później.(PAP)